Odszkodowanie za spóźniony autobus. Niebezpieczny precedens?

Jeden z operatorów publicznego transportu zbiorowego będzie musiał wypłacić odszkodowanie pasażerowi za kurs wykonany z opóźnieniem. Wyrok Sądu Rejonowego dla Warszawy-Śródmieścia (sygn. akt VI C 835/19) został utrzymany przez Sąd Okręgowy w Warszawie. Jak się wydaje takie decyzje tworzą niebezpieczny precedens, otwierający furtkę do dochodzenia odszkodowań dla wszystkich, którzy uznają, że ich autobus się spóźnia.

Stan faktyczny

6 września 2017 roku jeden z pasażerów czekał na autobus linii 118. Ten nie przyjechał na czas, stąd pasażer zdecydował się na skorzystanie z innego środka transportu (Ubera), a następnie wystąpił do operatora publicznego transportu zbiorowego o zwrot kosztów przejazdu. Operator – co nie dziwi – odmówił. Sprawa trafiła więc do sądu. W pierwszej instancji Sąd Rejonowy dla Warszawy-Śródmieścia stwierdził m.in. że to przewoźnik jest bezpośrednio odpowiedzialny za terminowość transportu miejskiego, mimo, że rozkłady jazdy są układane przez organizatora publicznego transportu zbiorowego. Dalej Sąd stwierdził, że przewoźnik jest profesjonalnym podmiotem, zgodził się być związany warunkami umowy z ZTM, pozbawiającej go prawa do ustalania rozkładu jazdy, i nie może stąd wywodzić ograniczenia odpowiedzialności względem osób trzecich (pasażerów).

Z argumentacją tą nie zgodził się operator, co skutkowało apelacją do Sądu Okręgowego w Warszawie. Ten jednak podzielił argumentację sądu pierwszej instancji utrzymując w mocy jego wyrok.

Stan prawny

Zgodnie z ustawą o publicznym transporcie zbiorowym operatorem publicznego transportu zbiorowego jest samorządowy zakład budżetowy oraz przedsiębiorca uprawniony do prowadzenia działalności gospodarczej w zakresie przewozu osób, który zawarł z organizatorem publicznego transportu zbiorowego umowę o świadczenie usług w zakresie publicznego transportu zbiorowego, na linii komunikacyjnej określonej w umowie. W okolicznościach niniejszej sprawy mamy do czynienia z drugim przypadkiem. Dalej organizatorem publicznego transportu zbiorowego jest, zgodnie z przepisami ww. aktu prawnego, właściwa jednostka samorządu terytorialnego albo minister właściwy do spraw transportu, zapewniający funkcjonowanie publicznego transportu zbiorowego na danym obszarze; organizator publicznego transportu zbiorowego jest „właściwym organem”, o którym mowa w przepisach rozporządzenia (WE) nr 1370/2007. W okolicznościach niniejszej sprawy jest to m.st. Warszawa, działające poprzez Zarząd Transportu Miejskiego, będący jej jednostką budżetową. Nie wdając się w szczegóły tych relacji należy najogólniej stwierdzić, że to właśnie ZTM podpisuje z operatorami umowy o świadczenie usług w zakresie publicznego transportu zbiorowego. Nie ulega wątpliwości, iż taka umowa została zawarta również z operatorem, będącym stroną przedmiotowego postępowania sądowego. Co więcej, owa umowa zobowiązuje go m.in. do realizowania określonych usług związanych z wykonywaniem przewozu o charakterze użyteczności publicznej, w tym do realizowania kursów, zgodnie z rozkładem jazdy, w oparciu o ustaloną przez organizatora taryfę.

Niebezpieczny precedens?

Przyglądając się zarówno okolicznościom faktycznym jak i prawnym przedmiotowej sprawy można pokusić się o stwierdzenie, iż wyroki sądów obydwu instancji stwarzają pewien niebezpieczny precedens, otwierający furtkę do domagania się odszkodowania przez każdego pasażera, którego autobus się spóźni. Jak się wydaje sądy w okolicznościach niniejszej sprawy mimo wszystko błędnie zinterpretowały przesłankę, iż specyfika dużych miast, do których bez wątpienia możemy zaliczyć Warszawę, usprawiedliwia niejako spóźnienia środków transportu zbiorowego, zwłaszcza w sytuacji pojawienia się zatorów drogowych. To organizator publicznego transportu zbiorowego powinien wyciągnąć ewentualne konsekwencje w stosunku do operatora, za niewykonany lub wykonany niezgodnie z rozkładem jazdy kurs. Taką podstawę stwarza zawarta między tymi podmiotami umowa o świadczenie usług w zakresie publicznego transportu zbiorowego. Stąd też trudno zgodzić się z argumentacją sądów, iż nieterminowe wykonanie danego kursu stanowi podstawę do wypłaty odszkodowania przez operatora.

Należy poważnie zastanowić się nad słusznością argumentacji sądu, jakoby zatory drogowe nie stanowiły siły wyższej. Jak się wydaje sąd wydając przedmiotowy wyrok nie wziął pod uwagę faktu, iż operator musi realizować kursy zgodnie z wytyczoną przez organizatora trasą, obsługując zlokalizowane na niej przystanki. W warunkach specyfiki komunikacji miejskiej nie ma zatem możliwości dowolnego kształtowania trasy przejazdu, tak, aby ominąć zatory drogowe. Operator publicznego transportu publicznego nie ma więc zatem żadnego wpływu na warunki panujące na drogach.

Należy dalej przyjmować, że zawarcie umowy przewozu następuje wraz z momentem kupna i skasowania biletu. Na gruncie takiego stwierdzenia pojawiają się określone wątpliwości. W warunkach warszawskich bowiem – jak się wydaje – stronami takiej umowy są: pasażer oraz organizator publicznego transportu zbiorowego, który pobiera opłaty za przejazd w formie biletów. To ZTM ustala taryfę i zajmuje się ich dystrybucją. Stąd też wydaje się, że w okolicznościach niniejszej sprawy to organizator, a nie operator, powinien być stroną postępowania sądowego. Dopiero kolejnym krokiem mogłoby być ewentualne dochodzenie roszczeń przez organizatora od operatora, w oparciu o wskazaną już powyżej umowę o świadczenie usług w zakresie publicznego transportu zbiorowego.

Stąd też usprawiedliwione wydaje się być stwierdzenie o niebezpiecznym precedensie, otwierającym drogę do dochodzenia odszkodowania, stanowiącego w rzeczywistości zwrot za przejazd taksówką bądź Uberem w sytuacji spóźniającego się autobusu (bądź innego środka komunikacji zbiorowej), mimo niekorzystnych warunków drogowych, które – jak przyjął sąd – nie mogą usprawiedliwiać opóźnienia.

Z argumentacja sądu można byłoby się ewentualnie zgodzić w przypadku, gdyby pasażer czekał na kurs, który miałby zostać zrealizowany przez przewoźnika, w rozumieniu przepisów ustawy o publicznym transporcie zbiorowym, tj. przez przedsiębiorcę uprawnionego do prowadzenia działalności gospodarczej w zakresie przewozu osób na podstawie potwierdzenia zgłoszenia przewozu. Innymi słowy przez przedmiot realizujący przewozy komercyjne, według własnego rozkładu jazdy i sprzedającego własne bilety. W okolicznościach niniejszej sprawy wątpliwe jest jednak posługiwanie się przez sąd sformułowaniem „przewoźnik”, podczas gdy stroną postępowania był operator publicznego transportu zbiorowego. Istotne jest wyraźne odróżnienie tych pojęć, które na gruncie ustawy o publicznym transporcie zbiorowym nie są tożsame.

Stan prawny: 07.06.2020 r.

dr Karol Wach